- Dzień dobry.
Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy z szerokim uśmiechem. Wpatrywał się we mnie zaspanymi oczami, delikatnie się uśmiechając.
- Potrafisz człowieka wykończyć.
Zaśmiałam się i delikatnie pocałowałam go w usta. Przytulił mnie do siebie i złożył pocałunek na czubku mojej głowy.
- Śpimy dalej?
Sięgnęłam ręką po telefon, który leżał na stoliczku nocnym i zaraz po sprawdzeniu godziny, poderwałam się z łóżka.
- Sergio, jest dwunasta! O czternastej trening!
Hiszpan przeciągnął się na łóżku i podpierając głowę, przyjrzał mi się z góry na dół.
- Jak tak na Ciebie patrzę, to zapominam o zmęczeniu i mam ochotę na powtórkę z rozrywki.
Poruszył wymownie brwiami, a ja poczułam jak momentalnie robię się czerwona. Sergio zaśmiał się i pociągnął mnie za rękę z powrotem do łóżka.
- Nie, nie, nie! Idziemy na śniadanie, a potem trening!
Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, a ja szybko założyłam szlafrok i kierowałam swoje kroki do łazienki.
- Nie możemy dziś iść..
Zatrzymałam się i spojrzałam na niego z zapytaniem, zawiązując szlafrok.
- Ramos, o co Ci znowu chodzi? Myślałam, że zależy Ci na grze.
- No bo zależy. - podniósł się z łóżka i założył leżące na ziemi bokserki. - Suertudo nie może zostać sam, a wątpię by Carlo zgodził się na psa, który będzie mu przeszkadzał w prowadzeniu treningu.
Uśmiechnął się triumfalnie i zagwizdał na naszego psa, który merdając ogonem, wskoczył na łózko i położył głowę na jego kolanach. Stanęłam w drzwiach, trzymając ręce na biodrach. Kręciłam głową ze zrezygnowaniem, przyglądając się mu, jak całuje psa w nos. Po chwili spojrzał na mnie i powoli do mnie podszedł. Objął mnie w pasie i ponownie tego dnia pocałował.
- Kocham Cię.
Oblotłam rękoma jego szyję i zatopiłam spojrzenie w jego ciemnych oczach.
- Ja Ciebie też, ale nie będziemy opuszczać treningu. Suertudo podrzucimy do Sary.
- Chcesz jej trzeciego psa do opieki podrzucić?
- Ramos, nie wymiguj mi się z obowiązków!
Pociągnęłam go za nos i udałam się do kuchni. Usłyszałam jego jęk zawodu i głos pełen goryczy, którym zwracał się do Suertudo.
Po upływie dziesięciu minut, śniadanie pojawiło się na stole. Usiadłam za nim, biorąc do ręki kanapkę.
- Sergio, zechcesz ze mną zjeść?
Po chwili usłyszałam, jak dosyć głośno opuszcza łóżko. Przyszedł do kuchni w samych bokserkach, snując się po podłodze. Zajął miejsce naprzeciw mnie i podpierając głowę spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
- Niczym Cię nie przekonam, do zrobienia sobie dziś wolnego? - pokiwałam przecząco głową i szeroko się do niego uśmiechnęłam. Przyglądał mi się i podniósł się z krzesła. -jeszcze zobaczymy.
Odprowadziłam go tylko wzrokiem i wzruszyłam ramionami, biorąc drugą kanapkę. Po upływie minuty, usłyszałam, jak dzwoni mi telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam numer, który często wysyła mi sms-y.
- Halo? - po drugiej stronie słuchawki panowała cisza, a mnie zżerała ciekawość. Słyszałam tylko oddech osoby, po drugiej stronie. - halo?
Patrzyłam w okno, ale gdy usłyszałam kroki Sergio, natychmiast na niego spojrzałam.
- Kocham Cię.
Zakryłam dłonią usta i zaczęłam się śmiać. Na ustach Sergio również był uśmiech. Patrzyliśmy na siebie i Sergio jako pierwszy odłożył słuchawkę. Podszedł do mnie i pocałował moją dłoń.
- Romantyku ty mój!
Skoczyłam mu w ramiona i namiętnie pocałowałam. Spojrzeliśmy sobie w oczy i się nie odzywaliśmy.
- Nie domyślałaś się, prawda?
Wyszczerzył się, poprawiając mnie sobie na rękach.
- Prędzej podejrzewałabym któregoś z piłkarzy reprezentacji Hiszpanii, ty byłeś na ostatniej pozycji.
- Czyli jestem dobry w te klocki.
Dumnie się uśmiechnął i postawił mnie na podłodze. Ponownie się zaśmiałam i przejechałam palcem po jego klacie.
- Nie tylko w te klocki.
Poruszyłam znacząco brwiami i wyszłam z kuchni, nie spuszczając z niego wzroku.
- Czyli odpuszczamy sobie trening.
Uśmiechnęłam się i wchodząc do sypialni, zdjęłam szlafrok, zrzucając go na dywan.
~ 24 GRUDZIEŃ ~
- Julka, spóźnimy się na samolot!
- Już, już! Zapomniałam spakować sukienki na kolację wigilijną.
- Modlę się o dzień, w którym niczego nie zapomnisz i w którym się nie spóźnisz.
Zbiegłam po długich, białych schodach, rezydencji Ramosa, trzymając w ręce sukienkę, którą dostałam od mojego ukochanego na Mikołaja. Włożyłam ją na wierzch walizki, następnie podchodząc do Sergio.
- Obiecuję Ci, że nie zapomnę ubrać białej sukienki na nasz ślub i tym samym nie spóźnię się na ceremonię w kościele.
Delikatnie go pocałowałam i podałam mu do ręki swoją walizkę. Sergio zaśmiał się i wołając Suertudo, otworzył przede mną drzwi.
- Spróbowałabyś zapomnieć, albo się spóźnić.
- Maruda.
Pokazałam mu język i pobiegłam do taksówki, która czekała na nas przed domem.
Tegoroczne święta mieliśmy spędzić wspólnie z Patrykiem i Sashą w Polsce. Pierwszy raz, odkąd tylko pamiętam, święta miałam spędzić w szerszym gronie. Nie tylko z Patrykiem przy kartonie pizzy. Miały to być nasze pierwsze 'rodzinne' święta. Wychowaliśmy się w domu dziecka i wigilia z Patrykiem, oglądając wspólnie komedie, opychając się fast-foodami, była czymś wyjątkowym. Będąc już w samolocie do Ojczyzny, zastanawiałam się, jak tegoroczna wigilia będzie wyglądać.
Dwanaście potraw, dzielenie się opłatkiem, choinka, prezenty, pierwsza gwiazdka, śnieg, zapach igliwi, pasterka.. takie rzeczy, wcześniej widziałam tylko w filmach. Byłam w tej chwili najszczęśliwszą osobą na Ziemi.
Po upływie 4 godzin, ściskając dłoń Sergio, opuściliśmy pokład samolotu. Na lotnisku czekali na nas Patryk i Sasha. Gdy tylko ujrzałam brata w tłumie zagonionych przez świąteczną gorączkę ludzi, puściłam jego dłoń i zaczęłam biec w jego kierunku. Wpadliśmy w swoje ramiona i długo się nie puszczaliśmy.
- Wesołych Świąt siostrzyczko.
Patryk spojrzał mi w oczy z szerokim uśmiech, po chwili całując mnie w policzek. Odwzajemniłam uśmiech i ponownie go ściskając, również złożyłam świąteczne życzenia.
Wspólnie pojechaliśmy do nowego domu Patryka na obrzeżach Warszawy. Razem z Sashą, zabrałam się za dokańczanie wigilijnych potraw, a Sergio z Patrykiem postanowili zagrać sobie w fifę. Po godzinie dziewiętnastej, zasiedliśmy do stołu. Sergio zjadł najwięcej ze wszystkich. Bardzo smakowały mu nasze polskie potrawy. W szczególności pierogi ruskie. Zażyczył sobie, bym przygotowywała mu je w Madrycie. Sasha również była zachwycona potrawami, ale ze względu na to, że dba o linię, wielu potraw z żalem sobie odmawiała. Po kolacji podzieliliśmy się opłatkiem i rozpakowaliśmy prezenty. Od Patryka dostałam elegancki zegarek. Gdy Sergio go zobaczył, przybił z Patrykiem piątkę i podziękował mu za taki pomysłowy prezent. Sasha podarowała mi nową kolekcję angielskich perfum, którymi byłam zachwycona.
- To teraz czas na mój prezent.
Spojrzałam mu w oczy i szeroko się uśmiechałam, zdzierając papier z kartonowego pudełka.
- Ojej, Sergio..
Jedną ręką zakrywałam usta, a drugą wyciągałam z dna kartonu koszulkę reprezentacji Hiszpanii z '15' na plecach.
- Nie mogłem Ci podarować tej z Realu, ponieważ byś jej nie założyła, jako Cule, ale ludzie niech wiedzą, dla kogo poświęcasz się, przychodząc na mecze Realu.
Uśmiechnął się szeroko patrząc, jak zakładam jego koszulkę na moją wieczorową sukienkę.
- Jak wyglądam?
- Jak zawsze cudownie.
Wzięłam jego twarz w dłonie i namiętnie pocałowałam. Przez chwilę patrzyliśmy się na siebie, trzymając swoje splecione razem dłonie.
- Kocham Cię Sergio.
Umocnił nasz uścisk i przejechał po mojej dłoni kciukiem.
- Ja Ciebie też. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo.
Przykucnęłam nad swoim zdyszanym synkiem, który razem z Martinem, synem Ikera i Sary, gonili się po placu zabaw. Upadając, zrobił sobie dziurę w nowych spodniach i lekko przetarł kolanko. Spojrzałam na jego rumieńce na policzkach i zasmarkany nosek. Patrząc w jego oczy, słuchając jego śmiechu, widziałam twarz jego ojca. Byli niemal identyczni. Wyciągnęłam chusteczkę z torebki i wytarłam mu nos. Wstałam i wzięłam go za rękę.
- Mamo, mogę wrócić do Martina?
Pociągnął mnie za trzymaną dłoń i spojrzał w kierunku bawiącego się w piaskownicy syna Casillasa.
- Tylko 5 minut. Zaraz musimy wracać.
Pokiwał główką i pobiegł w kierunku przyjaciela. Usiadłam na ławce i spojrzałam w kierunku Sary, która rozmawiała z kimś przez telefon, parę metrów ode mnie.
- Cóż za spotkanie po latach.
Usłyszałam znajomy głos za plecami. Spojrzałam za siebie i ujrzałam Cesca. Uśmiechnął się i usiadł koło mnie na ławce. Spoważniał. Nie wyglądał jak tamten Cesc. Wydawał się wyglądać na starszego, niż na 31 lata. Jakby był wykończony, ale szczęśliwy życiem. Uśmiechnęłam się i założyłam włosy za ucho.
- Mieliśmy wiele okazji do spotkania się w obrębie stadionów, a spotykamy się na placu zabaw. Co tutaj robisz?
Rozłożył się na ławce i z szerokim uśmiech wpatrywał się w mają dziewczynkę, bawiącą się z jakąś kobietą, o brązowych włosach.
- Spędzam czas z rodziną.
Spojrzałam na kobietę, która huśtała małą, roześmianą dziewczynkę na huśtawce.
- Jak się nazywają?
- Daniella, moja narzeczona. - zatrzymał się na chwilę i pomachał uśmiechniętej kobiecie swojego życia.- a to maleństwo, to nasza córeczka. Lia.
Spojrzał na mnie, a uśmiech nie schodził mu z ust.
- Ciesze się, że udało Ci się wydorośleć.
Ponownie poprawiłam włosy, a Cesc pokiwał głową, poprawiając swoją pozycję na ławce.
- Zrozumiałem wiele rzeczy.
- Nie ma za co.
Spojrzał na mnie z otwartą buzią i pokiwał w moim kierunku palcem wskazującym.
- No tak..
Na chwilę między nami zapanowała cisza. Poczułam na sobie jego wzrok, więc go odwzajemniłam.
- Nadal jesteś z Reamosem?
Założyłam nogę na nogę i patrząc na Alvaro, szeroko się uśmiechnęłam.
- Nadal.
Pokiwał głową i szykował następne pytanie.
- Co Cię sprowadza na plac zabaw?
- Syn.
Uśmiechnęłam się i ponownie spojrzałam na Alvaro, który biegł w moim kierunku.
- Mamo, kiedy tata wróci?
Pogłaskałam go po głowie i posadziłam sobie na kolanach.
- Teraz ma trening, wiesz? Jutro gra mecz.
Alvaro pokiwał główką i spojrzał na Cesca, który przyglądał mu się z delikatnym uśmiechem.
- Wykapany Ramos. - zmierzwił mu włosy i czekał, aż mały przybije mu piątkę. - jestem wujek Cesc.
Synek spojrzał na mnie niepewnie, a ja zachęciłam go do przywitania się z Fabregasem, skinieniem głowy. Przybił mu piątkę, następnie się do mnie przytulając.
- Troszeczkę się wstydzi.
- Pewnie zgrywa niewinnego jak tata.
Wyszczerzył się do mnie i zawołał Daniellę. Kobieta wyglądała na o wiele starszą od Fabsa, co nie zmienia faktu, że była ładna. Trzymając córeczkę na rękach, podeszła do nas i Cesc nas sobie przedstawił. Rozmawiałyśmy chwilę, ponieważ Daniella spieszyła się do pracy. Oddała Cescowi Lię i udała się w kierunku samochodu.
- Masz gust Fabregas.
Puściłam mu oczko, a ten całując córeczkę w czoło przytaknął.
- Alvaro, masz jakąś dziewczynę?
Zaśmiałam się, a Alvaro jeszcze bardziej się we mnie wtulił.
- Mam mamusie.
- Ale mamusia ma tatusia, wiesz? Ty musisz mieć inną dziewczynę.
Patrzyłam na Casca z niedowierzaniem, a Alvaro zdawał się być zainteresowany rozmową.
- Nie mogę? Tata się nie podzieli?
- Wątpię.
Alvaro podrapał się za uchem i spojrzał na Lię.
- A ona może być moją dziewczyną?- oboje się zaśmialiśmy i spojrzeliśmy na mojego speszonego syna. - czyli nie może?
Ponownie zadał pytanie, a Cesc starał się zachować powagę.
- Jasne, że może. Tylko musisz mi obiecać, że jej nie zranisz.
Spojrzałam na Cesca i gdzieś tam głęboko, byłam z niego dumna, że zrozumiał, co to miłość. Spojrzał na mnie i delikatnie się uśmiechną, jakby wiedział o czym myślę. Alvaro szeroko się uśmiechając, wyciągnął rękę w jego kierunku, którą on uścisnął.
- Obiecuję!
___________________________________________
CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)
KOOOOOOOOOOOOOOOOONIEC! :(
No więc.. to ostatni rozdział, razem z epilogiem :D trochę średni xd ale ostatnio nie mam weny, nie potrafię nic fajnego napisać, dlatego mam nadzieję, że mi to wybaczycie :)
Chcę podziękować za 133 komentarze, ponad 5 tys. wyświetleń, za każde miłe słowo, za polecanie i czytanie tego bloga <3 za wszystko dziękuję, jesteście wspaniałe! <3
Gdy wena wróci, będę kontynuować pisanie na innych blogach :)
Tego oficjalnie zakańczam :):)
Kochałam tego bloga :( ♥
Do następnego! ;*
- Już, już! Zapomniałam spakować sukienki na kolację wigilijną.
- Modlę się o dzień, w którym niczego nie zapomnisz i w którym się nie spóźnisz.
Zbiegłam po długich, białych schodach, rezydencji Ramosa, trzymając w ręce sukienkę, którą dostałam od mojego ukochanego na Mikołaja. Włożyłam ją na wierzch walizki, następnie podchodząc do Sergio.
- Obiecuję Ci, że nie zapomnę ubrać białej sukienki na nasz ślub i tym samym nie spóźnię się na ceremonię w kościele.
Delikatnie go pocałowałam i podałam mu do ręki swoją walizkę. Sergio zaśmiał się i wołając Suertudo, otworzył przede mną drzwi.
- Spróbowałabyś zapomnieć, albo się spóźnić.
- Maruda.
Pokazałam mu język i pobiegłam do taksówki, która czekała na nas przed domem.
Tegoroczne święta mieliśmy spędzić wspólnie z Patrykiem i Sashą w Polsce. Pierwszy raz, odkąd tylko pamiętam, święta miałam spędzić w szerszym gronie. Nie tylko z Patrykiem przy kartonie pizzy. Miały to być nasze pierwsze 'rodzinne' święta. Wychowaliśmy się w domu dziecka i wigilia z Patrykiem, oglądając wspólnie komedie, opychając się fast-foodami, była czymś wyjątkowym. Będąc już w samolocie do Ojczyzny, zastanawiałam się, jak tegoroczna wigilia będzie wyglądać.
Dwanaście potraw, dzielenie się opłatkiem, choinka, prezenty, pierwsza gwiazdka, śnieg, zapach igliwi, pasterka.. takie rzeczy, wcześniej widziałam tylko w filmach. Byłam w tej chwili najszczęśliwszą osobą na Ziemi.
Po upływie 4 godzin, ściskając dłoń Sergio, opuściliśmy pokład samolotu. Na lotnisku czekali na nas Patryk i Sasha. Gdy tylko ujrzałam brata w tłumie zagonionych przez świąteczną gorączkę ludzi, puściłam jego dłoń i zaczęłam biec w jego kierunku. Wpadliśmy w swoje ramiona i długo się nie puszczaliśmy.
- Wesołych Świąt siostrzyczko.
Patryk spojrzał mi w oczy z szerokim uśmiech, po chwili całując mnie w policzek. Odwzajemniłam uśmiech i ponownie go ściskając, również złożyłam świąteczne życzenia.
Wspólnie pojechaliśmy do nowego domu Patryka na obrzeżach Warszawy. Razem z Sashą, zabrałam się za dokańczanie wigilijnych potraw, a Sergio z Patrykiem postanowili zagrać sobie w fifę. Po godzinie dziewiętnastej, zasiedliśmy do stołu. Sergio zjadł najwięcej ze wszystkich. Bardzo smakowały mu nasze polskie potrawy. W szczególności pierogi ruskie. Zażyczył sobie, bym przygotowywała mu je w Madrycie. Sasha również była zachwycona potrawami, ale ze względu na to, że dba o linię, wielu potraw z żalem sobie odmawiała. Po kolacji podzieliliśmy się opłatkiem i rozpakowaliśmy prezenty. Od Patryka dostałam elegancki zegarek. Gdy Sergio go zobaczył, przybił z Patrykiem piątkę i podziękował mu za taki pomysłowy prezent. Sasha podarowała mi nową kolekcję angielskich perfum, którymi byłam zachwycona.
- To teraz czas na mój prezent.
Spojrzałam mu w oczy i szeroko się uśmiechałam, zdzierając papier z kartonowego pudełka.
- Ojej, Sergio..
Jedną ręką zakrywałam usta, a drugą wyciągałam z dna kartonu koszulkę reprezentacji Hiszpanii z '15' na plecach.
- Nie mogłem Ci podarować tej z Realu, ponieważ byś jej nie założyła, jako Cule, ale ludzie niech wiedzą, dla kogo poświęcasz się, przychodząc na mecze Realu.
Uśmiechnął się szeroko patrząc, jak zakładam jego koszulkę na moją wieczorową sukienkę.
- Jak wyglądam?
- Jak zawsze cudownie.
Wzięłam jego twarz w dłonie i namiętnie pocałowałam. Przez chwilę patrzyliśmy się na siebie, trzymając swoje splecione razem dłonie.
- Kocham Cię Sergio.
Umocnił nasz uścisk i przejechał po mojej dłoni kciukiem.
- Ja Ciebie też. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo.
~ 5 LAT PÓŹNIEJ ~
- Alvaro, uważaj na siebie, w Barcelonie można się dziś zgubić.Przykucnęłam nad swoim zdyszanym synkiem, który razem z Martinem, synem Ikera i Sary, gonili się po placu zabaw. Upadając, zrobił sobie dziurę w nowych spodniach i lekko przetarł kolanko. Spojrzałam na jego rumieńce na policzkach i zasmarkany nosek. Patrząc w jego oczy, słuchając jego śmiechu, widziałam twarz jego ojca. Byli niemal identyczni. Wyciągnęłam chusteczkę z torebki i wytarłam mu nos. Wstałam i wzięłam go za rękę.
- Mamo, mogę wrócić do Martina?
Pociągnął mnie za trzymaną dłoń i spojrzał w kierunku bawiącego się w piaskownicy syna Casillasa.
- Tylko 5 minut. Zaraz musimy wracać.
Pokiwał główką i pobiegł w kierunku przyjaciela. Usiadłam na ławce i spojrzałam w kierunku Sary, która rozmawiała z kimś przez telefon, parę metrów ode mnie.
- Cóż za spotkanie po latach.
Usłyszałam znajomy głos za plecami. Spojrzałam za siebie i ujrzałam Cesca. Uśmiechnął się i usiadł koło mnie na ławce. Spoważniał. Nie wyglądał jak tamten Cesc. Wydawał się wyglądać na starszego, niż na 31 lata. Jakby był wykończony, ale szczęśliwy życiem. Uśmiechnęłam się i założyłam włosy za ucho.
- Mieliśmy wiele okazji do spotkania się w obrębie stadionów, a spotykamy się na placu zabaw. Co tutaj robisz?
Rozłożył się na ławce i z szerokim uśmiech wpatrywał się w mają dziewczynkę, bawiącą się z jakąś kobietą, o brązowych włosach.
- Spędzam czas z rodziną.
Spojrzałam na kobietę, która huśtała małą, roześmianą dziewczynkę na huśtawce.
- Jak się nazywają?
- Daniella, moja narzeczona. - zatrzymał się na chwilę i pomachał uśmiechniętej kobiecie swojego życia.- a to maleństwo, to nasza córeczka. Lia.
Spojrzał na mnie, a uśmiech nie schodził mu z ust.
- Ciesze się, że udało Ci się wydorośleć.
Ponownie poprawiłam włosy, a Cesc pokiwał głową, poprawiając swoją pozycję na ławce.
- Zrozumiałem wiele rzeczy.
- Nie ma za co.
Spojrzał na mnie z otwartą buzią i pokiwał w moim kierunku palcem wskazującym.
- No tak..
Na chwilę między nami zapanowała cisza. Poczułam na sobie jego wzrok, więc go odwzajemniłam.
- Nadal jesteś z Reamosem?
Założyłam nogę na nogę i patrząc na Alvaro, szeroko się uśmiechnęłam.
- Nadal.
Pokiwał głową i szykował następne pytanie.
- Co Cię sprowadza na plac zabaw?
- Syn.
Uśmiechnęłam się i ponownie spojrzałam na Alvaro, który biegł w moim kierunku.
- Mamo, kiedy tata wróci?
Pogłaskałam go po głowie i posadziłam sobie na kolanach.
- Teraz ma trening, wiesz? Jutro gra mecz.
Alvaro pokiwał główką i spojrzał na Cesca, który przyglądał mu się z delikatnym uśmiechem.
- Wykapany Ramos. - zmierzwił mu włosy i czekał, aż mały przybije mu piątkę. - jestem wujek Cesc.
Synek spojrzał na mnie niepewnie, a ja zachęciłam go do przywitania się z Fabregasem, skinieniem głowy. Przybił mu piątkę, następnie się do mnie przytulając.
- Troszeczkę się wstydzi.
- Pewnie zgrywa niewinnego jak tata.
Wyszczerzył się do mnie i zawołał Daniellę. Kobieta wyglądała na o wiele starszą od Fabsa, co nie zmienia faktu, że była ładna. Trzymając córeczkę na rękach, podeszła do nas i Cesc nas sobie przedstawił. Rozmawiałyśmy chwilę, ponieważ Daniella spieszyła się do pracy. Oddała Cescowi Lię i udała się w kierunku samochodu.
- Masz gust Fabregas.
Puściłam mu oczko, a ten całując córeczkę w czoło przytaknął.
- Alvaro, masz jakąś dziewczynę?
Zaśmiałam się, a Alvaro jeszcze bardziej się we mnie wtulił.
- Mam mamusie.
- Ale mamusia ma tatusia, wiesz? Ty musisz mieć inną dziewczynę.
Patrzyłam na Casca z niedowierzaniem, a Alvaro zdawał się być zainteresowany rozmową.
- Nie mogę? Tata się nie podzieli?
- Wątpię.
Alvaro podrapał się za uchem i spojrzał na Lię.
- A ona może być moją dziewczyną?- oboje się zaśmialiśmy i spojrzeliśmy na mojego speszonego syna. - czyli nie może?
Ponownie zadał pytanie, a Cesc starał się zachować powagę.
- Jasne, że może. Tylko musisz mi obiecać, że jej nie zranisz.
Spojrzałam na Cesca i gdzieś tam głęboko, byłam z niego dumna, że zrozumiał, co to miłość. Spojrzał na mnie i delikatnie się uśmiechną, jakby wiedział o czym myślę. Alvaro szeroko się uśmiechając, wyciągnął rękę w jego kierunku, którą on uścisnął.
- Obiecuję!
___________________________________________
CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)
KOOOOOOOOOOOOOOOOONIEC! :(
No więc.. to ostatni rozdział, razem z epilogiem :D trochę średni xd ale ostatnio nie mam weny, nie potrafię nic fajnego napisać, dlatego mam nadzieję, że mi to wybaczycie :)
Chcę podziękować za 133 komentarze, ponad 5 tys. wyświetleń, za każde miłe słowo, za polecanie i czytanie tego bloga <3 za wszystko dziękuję, jesteście wspaniałe! <3
Gdy wena wróci, będę kontynuować pisanie na innych blogach :)
Tego oficjalnie zakańczam :):)
Kochałam tego bloga :( ♥
Do następnego! ;*